Ten
post mi się gdzieś zawieruszył. Piszę bloga ogólnie w Wordzie, a przy czasie
wklejam na oficjalną stronę i musiałam go gdzieś przeoczyć. Jak już wcześniej
pisałam karmienie Gosi nie należało do łatwych rzeczy. Od początku był z tym
problem i trzeba było poświęcić na niego sporo czasu. Zmianę smoczka
wprowadziliśmy tylko na początku naszej nauki. Jakoś pod wpływem tych
wszystkich obowiązków i zaślepiona, że wcześniak tak właśnie je zanim
nauczy się koordynować ssanie, połykanie i oddychanie nie pomyślałam o takiej
ważnej sprawie jak smoczek. Będąc na oddziale zakaźnym pani pielęgniarka
zrobiła małe rozeznanie ze stanem Gosi i właśnie ona poradziła by spróbować
zmienić smoczek. Powiedziała też ważną istotną rzecz, by zakładać skarpetki czy
łapki niedrapki na kończyny, gdzie jest czujnik od pulsoksymetru. Od tego
momentu monitor już nam „nie uśmiercał” Gosi pokazując dziwne parametry. Z początku
wróciłam do starych smoczków z Polnej (ok 10 stycznia), jednak nie chciałam by
Gosia się do nich przyzwyczajała, bo podczas ich ssania (były one płaskie) nie
pracowały u niej wszystkie partie mięśni w buźce. Zrobiłam wywiad środowiskowy
wśród znajomych jakie smoki polecają. Głównie były firmy Campol. Wysłałam męża
na zakupy, a tam mu Pani powiedziała, ze najmiększe smoczki ma firma Lovi.
Mieliśmy w domu tą butelkę i 2 smoki do niej. Ku mojemu zdziwieniu jeden z tych
smoczków był produkowany przez firmę Campol i okazał się bardziej miękki niż
Lovi. Toteż nastąpiła znaczna poprawa czasowa z 40 min na? Nie uwierzycie, ale
jak Gosia się już wprawiła to w 13 min wypijała 80 ml. Nie było to często, bo
moja mała łobuziara lubi łączyć dwie czynności fizjologiczne w jednym czasie. A
mianowicie jedzenie, które sobie przerywa zazwyczaj w połowie porcji na
kupeczkę. Złoszcząc się przy tym, bo nie wie czy jeść, czy się prężyć na
dwójeczkę. Łącznie i tak jesteśmy do przodu z czasem bo zajmuje nam to tylko
pół godz.
Jak
tu ćwiczyć z Gosią, jak ją masować, na czym? Warunki szpitalne nie zależą do najlepszych. W takich sytuacjach zawsze niezawodni są dziadkowie. Tato wysmyczył mi
prostą dechę z zabezpieczeniem z jednej strony na łóżko, którą ja później
odziałam w karimatę, by Gośka miała miękkie podłoże. Takim sposobem mieliśmy
przewijak. Mamuś poprosiłam o uszycie większego przybornika na pieluchy, kremy,
chusteczki i inne pierdołki, by wszystko mieć pod ręką. Niby małe drobiazgi, a
nam ułatwiły znacznie życie. Kocham Was za to, że jesteście :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz