Usłyszałam
słowo „dom”. Wiecie jak za nim tęskniłam. Dr powiedziała, że przez weekend
testujemy mleko i zobaczymy co będzie. 4 lutego pani profesor osobiście nas
odwiedziła i powiedziała, że w tym tyg. wyjdziemy. Czekaliśmy tylko na
pulmonologa. Bo oczywiście Gosiaczek jakby by inaczej musiała coś wymyślić.
Przez weekend Małgosia była podłączona pod pulsoksymetr, bo gazometria była nie
ciekawa i musiałam monitorować co 15 min (w dzień, też sobie pani dr wymyśliła,
by co 15 min zapisywać pomiar brrr) i co 2 godz w nocy (jakby tego było mało).
Pomiary okazały się nie takie złe, kilka spadków. Jednak pani pulmonolog
zaleciła do domu tlenoterapie i pomiar pulsoksymetrem co godz. oraz zakup ssaka
i odsysania raz dziennie zalegań z noska Małgosi. Od tego dnia starałam się
uczyć obsługi ssaka (co nie jest trudne, gorzej z wykonaniem tego na
pacjencie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz