Dzień
wypisu. Strasznie się cieszyliśmy, że już w końcu pójdziemy do domu. Po 5 tyg.
chyba nam się już to należało. W tym dniu pani dr przyszła do nas zapytać się,
czy nie zrobi nam różnicy jak wyjdziemy jutro, bo Małgosia musi dostać
immunolobuline (ma słabą odporność i musieli jej podać przeciwciała). Jutro???
Dlaczego? Nie my chcemy już wyjść dziś. Nie miałam zamiaru tkwić w szpitalu ani
godziny dłużej. Dr powiedziała, że jak dostanie preparat wyjmie jej cewnik
dożylny, poczekamy parę godzin, czy się nic nie dzieje i możemy opuścić
szpital. W tym dniu mój mąż złamał sobie palec (dokładnie paliczek ) lewej
ręki. Czy to jakieś fatum nad nami wisi, czy jak? Musiałam troszkę za nim
zaczekać, bo biedak najpierw nas odebrał i zawiózł do domu, a potem pojechał do
szpitala.
Na wypisie sporo konsultacji, ale najzabawniejsza jest genetyczna: rybi piszczek, wytrzeszcz gałek ocznych, duże policzki, ale po spędzonych 2 miesiącach z czapeczką i noskami jak ma wyglądać głowa Małgosi? Pani te zaburzenia oraz inne odstępstwa od normy zaliczyła do zespołu Willi Pradera, diagnozować je będziemy w kwietniu. Mam nadzieję, że okażą się one nieprawdziwe.
Pani
dr tak mnie nastraszyła, że mamy wszystkie poradnie do zwiedzenia, że się
wystraszyłam, że nie dam rady ogarnąć już więcej poradni. A tu się okazało, że
doszedł nam tylko: pulmonolog, genetyk, gastroenterolog i Poradnia Chorób
Zakaźnych. Fakt mamy tyle poradni do zwiedzenia, że chyba wszędzie będziemy,
ale już większość mamy zaliczonych. Jakoś się do tego przyzwyczaiłam, że w tyg.
jesteśmy ciągle poza domem. Dzwoniąc by umówić się na wizytę do
gastroenterologa usłyszałam termin listopad, chyba oszaleli? Poradnie na
fundusz oferują nam wizyty po kilku miesiącach, my jednak nie możemy tyle
czekać, więc odwiedzamy specjalistów prywatnie. Już wiem, że za 3 miesiące 7 maja
ponownie będziemy w szpitalu na badanie CMV oraz układu odpornościowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz