Przyspieszyłam
wizytę, bo niepokoiłam się tym iż Gosia nadal wymiotuje i nie chce nam pić.
Małgosia zawsze była małym głodomorkiem i dużo jadła, nawet w szpitalu apetyt
jej nie opuszczał (może poza tą zmianą mleka i częstymi wymiotami). Nastawiałam
sobie budzik w nocy by ją karmić, by wypiła mi choć 30 ml- nadaremnie. Mogłam
ją męczyć 15 min i nic, po prostu mówiła niewerbalnie zdecydowanie „nie”, a
mama uparcie wkładała smoczek do buzi, by Gosienka się czasem nie odwodniła.
Wiedziałam,
że Pani dr przyjmuje szybko, ale rzeczowo. Miałam przyszykowaną listę pytań by
czegoś nie zapomnieć w tym tempie. Pani dr od razu powiedziała, że te
charczenia małej nie są spowodowane wiotkością krtani, tylko typowym refluksem
żołądka lub alergią. Zapisała nam krople do nosa i zmniejszyła zapisane przez
szpital inhalacje (z końskiej dawki na normalną) oraz wypisała receptę ze
zniżką (bo tak to byśmy pracowali tylko na leki). Powiedziała także, że czeka
nas długa droga by wyjść na prostą. Liczymy się z tą długą drogą, ale chcielibyśmy
by na zakrętach nie czekały na nas niemiłe niespodzianki. Nie jestem w stanie
cofnąć czasu, ani zmienić biegu wydarzeń. Przyzwyczaiłam się już do tego stanu
rzeczy, jakoś tak patrzę optymistycznie w przyszłość. Wkurzam się tylko strasznie jak znowu coś nam wyskakuje jak Filip z konopi. Cieszę się każdą chwilą spędzoną
z Gosienką. To przez co przeszliśmy mamy już za sobą (mam nadzieję już najgorsze),a teraz mogę śmiało powiedzieć,
że jestem szczęśliwa mamą (choć nie takiego macierzyństwa pragnęłam).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz