Po
wizycie u pulmonologa mieliśmy jeszcze wizytę u „dobrego człowieka” (nie za
bardzo wiem jak nazwać tego pana) od rehabilitacji metodą naturalną.
Zadzwoniłam do niego by ją przełożyć, bo nie chciałam Gosi męczyć. Chciałam jak
najszybciej podłączyć ją pod tlen Usłyszałam w słuchawce, że jest w stanie jej
pomóc, więc się zgodziłam na tą wizytę, bo który rodzic by się nie zgodził
usłyszawszy taki tekst w słuchawce. Dzięki mężowi i jego zwolnieniu (na złamany
palec) logistycznie byliśmy zawsze mobilni-dziękuje Ci kochanie za to :* Pan
Paweł przywitał nas serdecznie. Zobaczywszy mnie w maseczce stwierdził, że najpierw
musi zająć się mamą. Ja już pod koniec pobytu w szpitalu czułam, że gardło mnie
boli i zaczęłam nosić maseczkę, by Gosi nie zarazić. Byłam też u lekarza, który
zapisał mi leki i kazał przyjść do kontroli. Przyczyną infekcji były migdałki,
a właściwie reszta po nich. Pan Paweł był już obeznany z historią Gosi bo mój
mąż mu w skrócie, czy nie w skrócie (nie było mnie przy ich rozmowie)
przedstawił jak sprawa stoi. Także nawet się nie wypytywał o stan Gosi. Stwierdził,
że po tym co przeszliśmy to nawet dobrze się trzymam psychicznie. Jak zawsze z
uśmiechem na twarzy rozbierając Gosiulkę mówiłam jej ciepłe słowa, więc pewnie
po tym to stwierdził. Cóż mi pozostało w tej bezsilności robić? Jak nie
ofiarować bezgranicznej miłości mojemu dziecku? Zrobił mi miksturę, kazał nią
wypłukać gardło, a potem wypić i nabrać ustami powietrza i wypuścić nosem. Przy
tym także kazał nasmarować uszy „GePeO” (tak się nazywa ten specyfik). Czy
poczułam ulgę i głód jaki po czasie miałam czuć? Nie, tylko ciepło rozchodzące się
po ciele. Pan Paweł stwierdził, że to grubsza sprawa ze mną i, że mama
potrzebuje bardziej pomocy niż córka. „GePeO” jest na wszystko, więc i Gosia
też troszkę dostała na smoczek, dokładnie jedną kroplę. Wysmarowano jej także
ciemiączko i uszka w środku. Do tego pan Paweł zrobił masaż nóżek kremem z „Trzech
sióstr” (3 zioła, z których wywąchałam tylko znaną mi miętę). Z napięciem Gosi
nie jest źle (o tym już wiedzieliśmy od pani rehabilitantki, więc to żadna dla
nas nowina), więc dostaliśmy zalecenia tylko na masaże kremem z „Trzech sióstr”
i masaż pod wpływem „drżenia” kończyn.
W zasadzie
już na początku postu powinnam napisać iż jest to medycyna niekonwencjonalna.
Rodzice chwytają się wszystkiego czego mogą by było jak najlepiej z ich dzieckiem.
Ja wierzę, że jeśli nie udało się wygrać z naturą na starcie (mowa tu o
przedwczesnym porodzie i niemożności jego zahamowania), to dary natury mogą nas
wspomagać w wyjściu z tego wszystkiego przy opatrzności Boskiej. I tak też się stało, Gosia po masażu
całego ciała (odebraniu złych prądów) się zarumieniła. Szkoda tylko, że trwało
to tylko do 1,5 godz od zastosowania tych wszystkich „czarów”.
Obie jesteście po prostu niezniszczalne kobiety! Ty Izka - mama robot, a Gosia - dziecko nie daj się!
OdpowiedzUsuńObie dajecie z siebie wszystko i ja wierzę i powtórzę po raz kolejny niebawem wszystkie te chwile zostaną Wam wynagrodzone! Podaj Izuś Małgosi parametry w wolnej chwili: jaka waga, ile cm mierzy obecnie? Buziaki ;*
Mam nadzieję, że jak "Matka Teresa" po 4 latach będę miało to wszystko gdzieś głęboko w pamięci i będę się już cieszyć "szczęśliwym" macierzyństwem.
OdpowiedzUsuń