W
końcu po 2 miesiącach nastąpiła wizyta u okulisty. Przepadł nam umówiony
termin, bo byliśmy w szpitalu. Dr nas
prowadząca w szpitalu dzwoniła do naszej okulistki, czy konieczna jest wizyta,
czy można poczekać 2-3 tyg, dlatego odłożyliśmy tą wizytę w czasie. Obserwując
oczy Małgosi. To, że nie zawsze skupia wzrok i nie wodzi za przedmiotem
uważałam za jej lenistwo, bo czasem ładnie ze mną współpracowała. To wszystko
zależało od jej stanu psychicznego. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że może
być źle, że nie widzi tak jak to wróżyli nam lekarze ze Szpitalnej.
Przypatrując się badaniom dopiero do mnie docierało, że jednak jest coś nie tak
(wiedziałam, że oczy Małgosi nie są zdrowe). Małgoś miała wszystkie obrazki
gdzieś, reagowała tylko czasem na lizak z buźką. Zrobili nam badanie (którego
nazwy nie pamiętam), które polegało na przyczepieniu diod do głowy Gosi i
świeceniem (a właściwie migotaniem) jej w niezakryte oko (bo jedno było
zasłonięte). Okazało się iż symetria nie jest idealna i Gosia niedowidzi. Nie
widzi? Jak to? Przecież obraca głowę i patrzy na mnie jak jej znikam z pola
widzenia (nie zawsze oczywiście, ale rodzice zawsze widzą dobre rzeczy). Pani
dr powiedziała nam abyśmy obserwowali Gosię i prawidłowo spostrzegali jej
reakcję nie włączając zmysłu słuchu do badań, bo to mylnie ocenia narząd
wzroku. Powiedziano nam także o rehabilitacji wzroku, ale Pani dr odroczyła to w czasie na czas ogarnięcia spraw zdrowotnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz