Podczas
drogi mąż oznajmił mi, że lunatykowałam w nocy. Byłam przy Gosienkowym łóżeczku
i kazałam mu włączyć tlen, a potem zeszłam schodami tylko do barierki, dobrze,
że się o nią nie zabiłam (prowizoryczna barierka jest ze względu na nowego
członka rodziny- psa Maksa, by nie wchodził do góry). Czy coś pamiętam? Ależ
skąd, cały czas twierdzę, że mąż mnie wkręca. Dziś czekaliśmy 1,5 godz by wejść
na oddział. Takie uroki, raz przyjęcie, raz pielęgniarki akurat coś robią przy
Gośce (przy zabiegach niestety wypraszają rodziców). Ze stanu krytycznego
weszliśmy za ciężki. Nadal 40 % tlenu. Psychicznie już z nami lepiej, ja sobie
uświadomiłam, iż Gosia nie może od nas odejść bo jeszcze nie nauczyła mnie
cierpliwości, po prostu nie spełniła jeszcze swojej roli na ziemi. Ta myśl daje
mi bardzo dużo siły do działania, do napędzania mojego „motorka życia”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz