piątek, 8 lutego 2013

Zmiana smoczka i inne znaczące drobiazgi


Ten post mi się gdzieś zawieruszył. Piszę bloga ogólnie w Wordzie, a przy czasie wklejam na oficjalną stronę i musiałam go gdzieś przeoczyć. Jak już wcześniej pisałam karmienie Gosi nie należało do łatwych rzeczy. Od początku był z tym problem i trzeba było poświęcić na niego sporo czasu. Zmianę smoczka wprowadziliśmy tylko na początku naszej nauki. Jakoś pod wpływem tych wszystkich obowiązków i zaślepiona, że wcześniak tak właśnie je zanim nauczy się koordynować ssanie, połykanie i oddychanie nie pomyślałam o takiej ważnej sprawie jak smoczek. Będąc na oddziale zakaźnym pani pielęgniarka zrobiła małe rozeznanie ze stanem Gosi i właśnie ona poradziła by spróbować zmienić smoczek. Powiedziała też ważną istotną rzecz, by zakładać skarpetki czy łapki niedrapki na kończyny, gdzie jest czujnik od pulsoksymetru. Od tego momentu monitor już nam „nie uśmiercał” Gosi pokazując dziwne parametry. Z początku wróciłam do starych smoczków z Polnej (ok 10 stycznia), jednak nie chciałam by Gosia się do nich przyzwyczajała, bo podczas ich ssania (były one płaskie) nie pracowały u niej wszystkie partie mięśni w buźce. Zrobiłam wywiad środowiskowy wśród znajomych jakie smoki polecają. Głównie były firmy Campol. Wysłałam męża na zakupy, a tam mu Pani powiedziała, ze najmiększe smoczki ma firma Lovi. Mieliśmy w domu tą butelkę i 2 smoki do niej. Ku mojemu zdziwieniu jeden z tych smoczków był produkowany przez firmę Campol i okazał się bardziej miękki niż Lovi. Toteż nastąpiła znaczna poprawa czasowa z 40 min na? Nie uwierzycie, ale jak Gosia się już wprawiła to w 13 min wypijała 80 ml. Nie było to często, bo moja mała łobuziara lubi łączyć dwie czynności fizjologiczne w jednym czasie. A mianowicie jedzenie, które sobie przerywa zazwyczaj w połowie porcji na kupeczkę. Złoszcząc się przy tym, bo nie wie czy jeść, czy się prężyć na dwójeczkę. Łącznie i tak jesteśmy do przodu z czasem bo zajmuje nam to tylko pół godz.
Jak tu ćwiczyć z Gosią, jak ją masować, na czym? Warunki szpitalne nie zależą do najlepszych. W takich sytuacjach zawsze niezawodni są dziadkowie. Tato wysmyczył mi prostą dechę z zabezpieczeniem z jednej strony na łóżko, którą ja później odziałam w karimatę, by Gośka miała miękkie podłoże. Takim sposobem mieliśmy przewijak. Mamuś poprosiłam o uszycie większego przybornika na pieluchy, kremy, chusteczki i inne pierdołki, by wszystko mieć pod ręką. Niby małe drobiazgi, a nam ułatwiły znacznie życie. Kocham Was za to, że jesteście :*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz