sobota, 19 stycznia 2013

Pierwsze tygodnie życia Małgosi

Małą zobaczyłam w ten sam dzień po kilku godzinach. Leżała na Oddziale Izolacyjnym tuż przy oknie (tak by panie pielęgniarki miały ją cały czas na oku). Chciałabym jeszcze raz podziękować całemu personelowi oraz lekarzom z tego oddziału za uratowanie i opiekę nad naszą Małgosią, bez Was nie było by jej między nami. Widok? Skórka tak cieniutka,że uwidaczniała niektóre narządy a do tego jej kolor znacznie odbiegał od koloru noworodka. Podłączona była pod respirator, który za nią oddychał oraz mnóstwo innych urządzeń monitorujących parametry życiowe, które wiecznie oddawały dźwięki. Do tego wenflony podające płyny. Jednym słowem mały człowiek otoczony mnóstwem kabelków. Pani doktor powiedziała, że stan Gosi jest ciężki i trudno jej powiedzieć co będzie dalej, musimy czekać.
Każdy by się zwrócił w tym momencie do Boga z pytaniem "Dlaczego ja?", tylko raz miałam takie pytanie w głowie. Wierzę, że opatrzność boska każdemu planuj życie, a nas wystawiła na taką próbę, która zakończy się szczęśliwie.
Dramat ciągle trwał, wieczny płacz, nawet nie miałam apetytu jeść (jedzenie było we mnie wmuszane, bym miała siły), tabletki uspokajające i sen były częścią dnia. Słowa z moim ust ciężko wypływały, klucha na gardle tamowała wszystko. Poczucie winy i obwinianie się, że nie oszczędzałam się w ciąży wciąż rozsadzały moją głowę. Czy warto tak lamentować i się obwiniać? Teraz wiem, że nie, wtedy nie było to tak oczywiste, gdy umysłem targają emocje gniewu, niemocy, frustracji. Warto jednak te emocje wyrzucić z siebie im wcześniej tym lepiej, by "dojść" do siebie. 
Mąż miał opiekę nade mną ( i dzięki Bogu bo sama nie byłam w stanie prowadzić pojazdu), więc jeździliśmy codziennie do małej. Podczas drogi oczywiście kolejna tabletka uspokajająca by się jakoś trzymać. Wchodząc na oddział drżeliśmy ze strachu co usłyszymy. Ja obawiałam się najgorszego, jako, że po przeczytaniu fachowej literatury odnoście życia płodu, wiedziałam, że tak niedojrzałe dziecko nie jest w stanie przeżyć poza łonem matki. Nawet nie sądziłam, że ratuję się takie małe istotki. Odradzam czytanie różnych informacji w internecie (jakieś fora), a najlepiej szukać historii wcześniaków na blogach, na stronach Fundacji i pamiętać, że każde dziecko jest inne, ale każde potrzebuje bezgranicznej miłości.
Stan Gosi cały czas bardzo ciężki, została nawet ochrzczona przez Ciocię Bożenkę. Po 6 dniach usłyszeliśmy, że Gosia nie reaguje na leki, które są jej podawane, że nie da się już nic zrobić, że jesteśmy młodzi i możemy mieć kolejne dziecko. Rozpłakałam się, ale w głębi duszy uczułam ukojenie, że ten dramat w końcu się zakończy. Możecie mnie nazwać wyrodną matką, ale nie chciałam by moje dziecko cierpiało a my z nim. Na drugi dzień po odstawieniu lekarstw Gosiunia wzięła się w garść i pokazywała, że ma silną wolę życia. Informację jakie dziś usłyszeliśmy wzbudziły w nas nadzieję, że będzie dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz