Oczywiście wiedziałam, że jak jedziemy do szpitala to w nim pozostaniemy.
Myślałam tylko, że od razu trafimy na oddział zakaźny, bo byłam pewna iż CMV
(cytomegalowirus) powrócił. Brak miejsc więc przywitał nas oddział pulmonologii
tam gdzie zawsze trafiamy- wegetując na właściwe miejsce. Gośka jest obciążona
wieloma przypadłościami i nie powinno jej się trzymać w jednym pomieszczeniu z
innymi chorymi dziećmi. Bo byle gówienko może ją załatwić. Nie można
teoretycznie, bo w praktyce wygląda to zupełnie inaczej no, ale cóż…Zdjęcie
rentgenowskie płuc robione na przywitaniu okazało się najgorsze z tych co do
tej pory miała. Dr powiedziała, że jak tu trafiamy to jest coraz gorzej,
naprawdę? Ja sądziłam, że w miarę szybko zareagowałam i obędzie się bez dłuższego
leczenia. Oczywiście CMV dodatnie.
Czyżbym się przyzwyczaiła do podłogi??? Jakoś po pierwszej nocy nic mnie nie
bolało i nawet mogę powiedzieć iż jakoś się wyspałam. Leżeliśmy na pokoju z
mamami, które powinno się podziwiać, bo jedna już 3 lata włóczy się po
szpitalach z synem z czego najdłuższy pobyt domowy jaki pamięta to 3 miesiące.
Druga z córeczką 15 miesięczną, która miała usuwane torbiele w mózgu w skutek
czego nie widzi (choć ja bym powiedziała niedowidzi- tak optymistycznie). Te
kobiety trzeba podziwiać a nie mnie, bo to one chodziły 9 miesięcy i te
choróbska spadły na nie jak grom z jasnego nieba. Ja się zahartowałam Polną.
Dosłownie 4 miesiące ciężkiej walki o życie Małgosi odwróciły mój świat do góry
nogami. Przez ten czas miała burze mózgów co dnia, co by było gdyby… Gdyby,
gdyby? A co by było gdyby kura znosiła złote jajka? Gdyby pieniądze rosły na
drzewach? Nie ma co gdybać po prostu niestety tak już jest i czasu nie da się cofnąć.
Wciąż słyszę, że jestem dzielna. Być może, ale Gośka jest dzielniejsza ode
mnie. To ona swoim wiecznym uśmiechem na twarzy dodaje mi sił i pozwala
wierzyć, że wszystko jakoś się ułoży. Nie wiem kto kogo bardziej potrzebuje do
życia: ja jej czy ona mnie?
Eliza, ściskam mocno i Ciebie, i uparciucha Małgorzatkę, która tak pięknie podnosi głowę podczas ćwiczeń:)
OdpowiedzUsuńFilmik doczeka się bloga :)
UsuńEliza, Ty sobie zasług nie umniejszaj! Obie siebie potrzebujecie nawzajem tak samo mocno i obie jesteście bardzo dzielne! A Ty podwójnie bo fakt, że to Gosia musi wiele przejść ale nie jest świadoma swojego stanu. A Ty doskonale rozumiesz co się dzieje i walczysz z nią za Was obie!
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Gosiaczka od Bliźniaków i Ciotki :*
Wasza pozytywna energia i innych Ciotek dobrze na nas wpływa :)
UsuńKochana trzeba wierzyć, że po każdej burzy przychodzi słońce... czego życzę Wam z całego serca. Zdrówka dla Gosieńki.
OdpowiedzUsuń