wtorek, 12 marca 2013

Pulmonologia- dzień 3 i 4


Z nocy z piątku na sobotę obudził mnie płacz Małgosi. Tak strasznie płakała, że na pewno coś jej jest (pomyślałam, bo moje dziecko mało co płacze). Dotykając ją można już było stwierdzić gorączkę, toteż termometrem z aparatury mierzyłam jej temperaturę z 15 min, bo czujnik dobrze pokazuje, ale trzeba przy nim posiedzieć, bo temperatura rośnie bardzo powoli. 37,2 C i  nadal rośnie bodajże zatrzymało się na 38,1 C (dalej już nie mierzyłam). Dostała ibuprofen na zbicie gorączki, spadła do 37,2 C. Dr zlecił wyciągnięcie cewnika na siusiu bo prawdopodobnie od niego jest ta gorączka. W ciągu dnia młoda pielęgniareczka postanowiła zmienić Gosi opatrunek na wkuciu centralnym. Dobrze, że podjęła taką decyzję, bo pod opatrunkiem zrobiła się odleżyna i coś tam jeszcze (usłyszałam rozmowę telefoniczną jak szukałam pieluchy tetrowej na korytarzu, bo tak pewnie bym nic nie wiedziała na ten temat). Krew na badanie- wyniki nie najgorsze. Cały dzień Gosia była marudna i z stanem pod gorączkowym, by po 18 znowu złapać 38 C. Była to pierwsza gorączka Małgolsi w życiu. Strasznie ją znosiła. Pomimo gorączki na twarzy cały czas się malował uśmiech- po prostu jest niesamowita!!! Dopiero teraz widziałam jak mój monitor oddechu się zachowuje. Co po chwile się załączał alarm pomimo tego, że parametry były dobre. Okazało się iż Gosia ma duszności i płytkie oddechy- 80 (stanowczo za dużo). Sądząc po tej sytuacji te nasze wcześniejsze bezdechy nie były bezdechami tylko dusznościami, ale czy zawsze? Hm…trudno powiedzieć. Z soboty na niedziele powtórka z rozrywki i znowu gorączka. Oszaleję chyba, bo nie wiadomo od czego ona jest. Krew do badania- coś tam wskazywała, ale nie pamiętam. Jak się okazało poszło zakażenie od wkucia centralnego. Tego nam jeszcze brakowało!!! Po dwóch takich nockach i informacji o zakażeniu moja psycha siadła. Łzy same cisły się z oczu, nawet garść tabletek uspakajających nie pomagała (dobrze, ze w ogóle miałam je w torebce, bo nie wiem jak bym wyglądała nie biorąc ich) do tego ząb mnie napierdzielał tak niemiłosiernie. Mój stan dzięki Bogu trwał tylko jeden dzień i jakoś się pozbierałam po przespanej nocy.
Dziewczyny zabrały Małgosię do zabiegowego, by usunąć wkucie centralne i założyć wenflony. Uff udało się wbić w żyłę i to podwójnie, skutkiem czego na rączce i nóżce widniały wenflony. Wkucie centralne do żyły jednak musiało być, by podawać leki. Tych leków to było mnóstwo. Ledwo się jeden się kończył to drugi podawali. Gośka na zabieg była umówiona w niedziele. Wykonał go kardiochirurg i poszło sprawnie, bo lada moment i była już ze mną. Powoli idzie jej ssanie smoka.





 
A tu jej słodki uśmiech :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz