niedziela, 12 maja 2013

Szpital-kontrolnie

Wyznaczony termin na badania kontrolne w szpitalu mieliśmy już w styczniu, bo nikt się nie spodziewał iż będziemy tam tak często lądować. Kontrola trwała tylko 3 dni. W tym czasie zrobiono Gosi kolejne EEG ( już 4 w tym roku), które mieści się w granicach normy wiekowej, bez wyładowań napadowych z licznymi artefaktami ruchowymi, bo Gośka wiecznie jest nadpobudliwa i jej sen jest chaotyczny. Badania krwi jak na łobuziarę dobre. Pomiar saturacji jak i w domu i w szpitalu rewelacyjny, bowiem często wyświetla nam się 100 %. Badanie słuchu BERA (już drugie z kolei) nic konkretnego nam nie pokazało, bo za mało mieliśmy prób by stwierdzić prawidłowości lub jakieś nieprawidłowości. Dlaczego??? A no dlatego, iż po wlewce Gośka zrobiła kupkę i wszystko na pewno oddała. Męczyłam ją godzinę by zasnęła, aż w końcu padła ale tylko na połowę badania. Za to jak wróciliśmy do szpitalnego pokoiku i poczuła łóżeczko zasnęła jak zabita. Po prostu jej nie rozumiem. Psoci się nam w każdy możliwy sposób. Zatem do naszego kalendarza znowu trafia badanie BERA. Jak tak dalej pójdzie to ja nie wiem gdzie będę tych specjalistów umieszczać, bo „Gosiowy Kalendarz” jest mocno napięty. Dzięki Bogu moje dziecko wie co to weekendy i daje mi choć trochę w nie odpocząć.  
Zdziwiona minka
Zaczęliśmy wprowadzać pomału gęste pokarmy. Kaszkę mamy za sobą i jabłuszko teraz delektujemy się marchewką. Ja walczę z plamami po niej, bo wszędzie są małe pomarańczowe ciapki :/
Mniam, mniam ta marchewka...
 
Ponowna walką z sondą
Od jakiegoś czasu nocne karmienia były tragedią. Gosiowy brzuszek wołał w niebogłosy „ja chcę jeść” a buźka na to „niemożliwe”. Więc zakładaliśmy sondę bo po pół godzinnej walce z butelki nic nie ubywało. I tak były 3 karmienia przez sondę. Być może za dużo tych karmień i znów rozleniwiliśmy Małgosię, nie wiem. Nie wiem czy to nasze sposoby karmienia, nasza nieustanna syzyfowa praca przepłacana zszarpanymi nerwami i niezbyt pozytywnymi emocjami. We wtorek zaczęło się niby niewinnie. Nowe miejsce- szpital i do tego taki upał, mogło się po prostu nie chcieć jeść- rozumiem. Co innego gdy brzuszek burczy a Gośka marudzi i wpycha niemiłosiernie paluszki do buzi. Robi się mały problem, bo mówi butelce „NIE” i podczas zakładania sondy wielokrotnie wymiotuje (nawet jak nie ma czym). Mi ręce opadają i po takiej walce padam jak kawka i nawet jestem w stanie oddać te moje diablątko komukolwiek.  Wielokrotnie wychodzę z siebie i staję obok patrząc na ten cyrk. Matka wmusza w dziecko mleko, dziecko nie umie ssać (choć pierwsze sekundy zapowiadają się obiecująco), matka ze złości mówi różne bzdury, które po dziecku spływają i tak w kółko.
A tak sobie już siedzę...

2 komentarze:

  1. Plamy z marchewek słoiczkowych są niespieralne! :/ Tzn. jak od razu zapsikasz jakimś odplamiaczem i zapierzesz to jest szansa ale ogólnie są chyba najgorsze z możliwych! :)
    Ehh... to ja bez takich problemów z karmieniem dostaję co noc ataku szału przy Arku. A co dopiero Ty... nie martw się- myślę, że to zupełnie normalna reakcja organizmu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za wstrętna marchewka i zakichany refluks...Ładne rzeczy i wieczne plamy ach...

      Usuń