Marzyłam
zawsze o trójce dzieci . Fakt w tych czasach finansowo podołać takiemu wyzwaniu
nie jest łatwo. Tym bardziej z dzieckiem niepełnosprawnym, gdzie wydatków jest
sporo. Po urodzeniu Małgosi przeszła mi ochota na kolejnego bobasa. Choć zawsze
cicho marzyłam o Jasiu…O Jasiu który miał się pojawić dopiero jak Gośka będzie
samodzielna, jak zaadoptuje się w przedszkolu, jak będziemy na swoim. Takie
były moje plany. Bóg jednak chciał inaczej…zawsze miesza w moich
planach…Miesiączka po Gośce mi się ładnie uregulowała i jak jej nie było to coś
mi podpadło ale nie myślałam iż noszę w sobie zalążek miłości (jaka by ona nie
była). Test pokazywał dwie kreski a mi jakoś nie było ku radości. Pani
ginekolog potwierdziła fakt, że jestem w ciąży. Skutkiem czego spędziłam sporo
czasu w aucie z czerwonymi oczami i chusteczkami w ręce. Nie wyobrażałam sobie
jak to będzie. Wszystko porzucić by chronić nowe nie narodzone dziecię od losu
które spotkało Małgosię. Małgosię pozostawić samą sobie, zawiesić niektóre
zajęcia, zrezygnować z przedszkola. Nie było mi łatwo. Tym bardziej, że to
wszystko było i jest na mojej głowie.
Ciąża
z góry zagrożona utrzymywana ściśle w tajemnicy, bo cieszyć się nie było z czego.
Szew założony w 17 tygodniu ciąży i wtedy się wszystko wydało, gdy musiałam spędzić
w szpitalu prawie 2 tygodnie. Tajemnica rozeszła się po okolicznej wiosce i
rodzinie... Ciąża zabezpieczona chirurgicznie i farmakologicznie (tyle tabletek
to ja w życiu nie łykałam). Około 23 tc znalazłam się w szpitalu z twardym
brzuchem. Profilaktycznie dostałam zastrzyk na rozwiniecie pęcherzyków płucnych
u dziecka. Po obserwacji wróciłam do domu. Psychicznie bezpiecznie czułam się
po 25 tc. Doktor obstawiała, że urodzę w grudniu (termin na 7 stycznia) bo
Agatką była już bardzo nisko. Na ostatnich nogach jeszcze byłam w siedzibie NFZ
by podbić refundację na wkładki douszne dla Małgosi. Spoko asystował mi brat w
razie czego gdyby zaczęły się skurcze. Uparciuch, poczekała do nowego roku i jeszcze nie
chciała wyjść. Z rozwarciem 5 cm trafiłam do szpitala z minimalnymi skurczami.
Skurcze co jakiś czas, nie bolesne jak dla mnie i podejrzane przez personel. A
co tam takie skurcze i ból z nimi związany jak ja po takich życiowych
przejściach. Akcja porodowa zaczęła się po przebiciu pęcherza i wtedy to był
BÓL! Krótki bo trwający tylko 1,5 h. Całe personel przy mnie i dopiero z wypisu
dowiedziała się iż poród był zagrożony. Oczywiście rodziłam naturalnie! Agatka
przyszła na świat za pomocą vacum (takiej przyssawki) bo była cała owinięta
pępowiną. Dostała 10 punktów ale co tam punkty najważniejsze, że leżała na mej
piersi i wydaliła z siebie pierwszy krzyk na tym świecie. Niezapomniane uczucie
mówię Wam! Porodu już nie pamiętam. Gorzej było z dochodzeniem do siebie. Byłam
nacinana i szyta. Rana mnie bolała jak skurwe…syn i to dopiero był ból, rana mi
się troszkę otwarła bo puścił szew. No cóż po porodzie wskoczyć we wszystkie obowiązki,
nosić Małgosię (dobrze, że z niej takie chucherko) dobrze, że tylko się
skończyło na lekkim otwarciu rany.
Sesja sponsorowana przez Kubek Malin. Link tutaj :)
Reakcja
Małgosi na nowego członka rodziny? Była i nadal jest bardzo zainteresowana Agatką.
Gdy tylko ją usłyszy lub jest w pobliżu
obraca głowę w jej kierunku i patrzy na nią. Z początku gdy Agata głośno
płakała Małgosia również zaczęła płakać, teraz się już unormowało. Gdy mówię do
jednej obie mają szerokiego banana i są moją największą życiową siłą…
Gratuluje nie wiedziałam! AAAA, a powiedz mi w którym tygodniu urodziła się Agatka?
OdpowiedzUsuńAgatka nie chciała wyjść :) ciąża zabezpieczona farmakologicznie i szwem a Agata wyszła dopiero 40+3 Siedziała do samego końca :D
UsuńNo popatrz, najważniejsze że się udało! Jeszcze raz gratuluje Ci serdecznie :)
Usuń