środa, 1 kwietnia 2015

Cud narodzin...



Marzyłam zawsze o trójce dzieci . Fakt w tych czasach finansowo podołać takiemu wyzwaniu nie jest łatwo. Tym bardziej z dzieckiem niepełnosprawnym, gdzie wydatków jest sporo. Po urodzeniu Małgosi przeszła mi ochota na kolejnego bobasa. Choć zawsze cicho marzyłam o Jasiu…O Jasiu który miał się pojawić dopiero jak Gośka będzie samodzielna, jak zaadoptuje się w przedszkolu, jak będziemy na swoim. Takie były moje plany. Bóg jednak chciał inaczej…zawsze miesza w moich planach…Miesiączka po Gośce mi się ładnie uregulowała i jak jej nie było to coś mi podpadło ale nie myślałam iż noszę w sobie zalążek miłości (jaka by ona nie była). Test pokazywał dwie kreski a mi jakoś nie było ku radości. Pani ginekolog potwierdziła fakt, że jestem w ciąży. Skutkiem czego spędziłam sporo czasu w aucie z czerwonymi oczami i chusteczkami w ręce. Nie wyobrażałam sobie jak to będzie. Wszystko porzucić by chronić nowe nie narodzone dziecię od losu które spotkało Małgosię. Małgosię pozostawić samą sobie, zawiesić niektóre zajęcia, zrezygnować z przedszkola. Nie było mi łatwo. Tym bardziej, że to wszystko było i jest na mojej głowie.
Ciąża z góry zagrożona utrzymywana ściśle w tajemnicy, bo cieszyć się nie było z czego. Szew założony w 17 tygodniu ciąży i wtedy się wszystko wydało, gdy musiałam spędzić w szpitalu prawie 2 tygodnie. Tajemnica rozeszła się po okolicznej wiosce i rodzinie... Ciąża zabezpieczona chirurgicznie i farmakologicznie (tyle tabletek to ja w życiu nie łykałam). Około 23 tc znalazłam się w szpitalu z twardym brzuchem. Profilaktycznie dostałam zastrzyk na rozwiniecie pęcherzyków płucnych u dziecka. Po obserwacji wróciłam do domu. Psychicznie bezpiecznie czułam się po 25 tc. Doktor obstawiała, że urodzę w grudniu (termin na 7 stycznia) bo Agatką była już bardzo nisko. Na ostatnich nogach jeszcze byłam w siedzibie NFZ by podbić refundację na wkładki douszne dla Małgosi. Spoko asystował mi brat w razie czego gdyby zaczęły się skurcze. Uparciuch,  poczekała do nowego roku i jeszcze nie chciała wyjść. Z rozwarciem 5 cm trafiłam do szpitala z minimalnymi skurczami. Skurcze co jakiś czas, nie bolesne jak dla mnie i podejrzane przez personel. A co tam takie skurcze i ból z nimi związany jak ja po takich życiowych przejściach. Akcja porodowa zaczęła się po przebiciu pęcherza i wtedy to był BÓL! Krótki bo trwający tylko 1,5 h. Całe personel przy mnie i dopiero z wypisu dowiedziała się iż poród był zagrożony. Oczywiście rodziłam naturalnie! Agatka przyszła na świat za pomocą vacum (takiej przyssawki) bo była cała owinięta pępowiną. Dostała 10 punktów ale co tam punkty najważniejsze, że leżała na mej piersi i wydaliła z siebie pierwszy krzyk na tym świecie. Niezapomniane uczucie mówię Wam! Porodu już nie pamiętam. Gorzej było z dochodzeniem do siebie. Byłam nacinana i szyta. Rana mnie bolała jak skurwe…syn i to dopiero był ból, rana mi się troszkę otwarła bo puścił szew. No cóż po porodzie wskoczyć we wszystkie obowiązki, nosić Małgosię (dobrze, że z niej takie chucherko) dobrze, że tylko się skończyło na lekkim otwarciu rany. 
Sesja sponsorowana przez Kubek Malin. Link tutaj :)

Reakcja Małgosi na nowego członka rodziny? Była i nadal jest bardzo zainteresowana Agatką. Gdy tylko ją usłyszy lub jest w pobliżu  obraca głowę w jej kierunku i patrzy na nią. Z początku gdy Agata głośno płakała Małgosia również zaczęła płakać, teraz się już unormowało. Gdy mówię do jednej obie mają szerokiego banana i są moją największą życiową siłą…


3 komentarze:

  1. Gratuluje nie wiedziałam! AAAA, a powiedz mi w którym tygodniu urodziła się Agatka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatka nie chciała wyjść :) ciąża zabezpieczona farmakologicznie i szwem a Agata wyszła dopiero 40+3 Siedziała do samego końca :D

      Usuń
    2. No popatrz, najważniejsze że się udało! Jeszcze raz gratuluje Ci serdecznie :)

      Usuń