czwartek, 31 października 2013

Córunia...

Kilka lat wstecz nigdy bym nie powiedziała, że mieć WŁASNE DZIECKO to takie szczęście. Kiedyś imprezy, wieczna walka o sylwetkę i obsesja fit były nr 1. Do czasu…do czasu gdy bobasy wśród moich znajomych zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu, gdy nk (nasza klasa) i fb (facebook) wyświetlały na znanych profilach same zdjęcia uśmiechniętych małych szkrabów. Mój instynkt macierzyński zaczął się rozbudzać. Po roku cichej walki o dziecko miałam dość. Nowy rok, nowe plany niezakładające dziecka WCALE! Jak to w życiu bywa gdy się nie planuje i człowiek się nie stara to jakoś wychodzi. Okres mi się spóźniał, ale to była dla mnie norma bo mój organizm zawsze balansował na granicy wytrzymałości. Pewnej noc zaczął mnie boleć brzuch i wizyta u lekarza rodzinnego musiała być musowo bo wzięłam to jako chorobę XXI wieku- zespół jelita wrażliwego. I co usłyszałam? „Przypuszczalnie stwierdzam, że jest Pani w ciąży, proszę iść do ginekologa”. Kupiłam test w aptece i nic! W zasadzie tak szybko spojrzałam i wyrzuciłam, może za krótko czekałam. Może w mojej głowie było „teraz nie czas na dziecko” i podświadomie widziałam to co chciałam. Wizyta u ginekologa (po kilku tygodniach) potwierdziła słowa dr a mi nie było do śmiechu. Czułam się zagubiona, bo to nie tak miało być…Choć moje macierzyństwo nie jest takie jakie sobie wymarzyłam. Myślała, że jak będę w ciąży to poodwiedzam stare znajome do których zawsze było mi daleko, choć rzeczywiście rzut kamieniem. Myślałam, że skończę studia i w trakcie ostatnich miesięcy ciąży napiszę pracę magisterską tak by już leża i czekała. Myślałam, że jak już przyjdzie bobas to ach sobie będziemy jeździć na spacery wielogodzinne tak bym zgubiła troszkę kg po ciąży, że będą kawki i herbatki ze znajomymi. Myślałam, myślałam i myślałam na myśleniu się jednak tylko skończyło… Szybko a w zasadzie po 3 miesiącach wolnych od pracy i nie robieniu nic mój czar prysł i wszystko legło w gruzach…Musiałam się odnaleźć w szarej, ponurej rzeczywistości pełnej chmur przeplatanej strugami deszczu. Moje macierzyństwo nie należy do łatwych, ba jest cholernie trudne! W dodatku psotek Małgotek lubi mi fikać i pokazywać, że ONA tu rządzi! Ostatnie 2 dni to totalna jakaś masakra i wieczna walka z łyżeczką kończącą się jedzeniem w butli i słodkościami w maminej buzi. Dobrze, że ktoś wymyślił ten specyfik bo nie wyobrażam sobie teraz życia bez codziennego wielokrotnego podnoszenia sobie serotoniny. Świat fit znikł, zdrowe odżywianie nie na tej kuchni. Jednak nie zamieniłam bym mojego macierzyństwa za nic, no dobra czasem jak mi siadają nerwy podczas karmienia łyżeczką burknęłabym  coś głupiego, ale potem szybko bym się wycofała. Małgosia dodaje mi energii i chęci do życia, jej uśmiech jest najcudowniejszy i wszystko co złe po nim mija. Jesteśmy tylko JA i ONA, ONA i JA. Jedna krew i jeden charakter. Jak kiedyś przyjdzie Jaś czy Agatka na świat ja będę tak zahartowana, że nie będę wiedziała kto to dziecko.

Źródło: internet.

niedziela, 27 października 2013

Jesiennie

Małgosia coraz bardziej jest ciekawa świata, wszystko ją interesuje… Mam wrażenie, że czasem Mały chichotek żyje powietrzem, bo po co jeść jak wokół tyle znajomych twarzy…
Korzystając z ciekawości świata mama pokazuje swojej pierworodnej jesienną aurę. Nie mam żadnych zdjęć, bo wszędzie chodzimy same (i nie mamy osobistego fotografa niestety) i zazwyczaj nawet nie zabieram telefonu (gdzie mam aparat) bo zapominam :/ O tak moja pamięć szwankuję od jakiegoś czasu… W dodatku sama modelka jeszcze nie potrafi samodzielnie pozować. Jak na razie pocieszcie się takim oto foto…

Bawimy się w integrację sensoryczną poprzez dotykanie różnych rzeczy: liści, konarów drzew, iglaków a czasem nawet gonimy psa Maksa, choć ten niezbyt chce z nami współpracować. Jednym słowem integracja sensoryczna pełną parą…
Nasi rehabilitacji chwalą Małgosie za postępy. Jednak jeszcze Gosia nie raczkuje ani nie siedzi sama, ale postępy są w postawie bo już ładnie utrzymuje pion i rączki skłaniają się do chwytu zabawek.
                                                   ***
Ciężko mi się wyrwać samej z domu. Raz, że nie mogę się rozstać z moim małym cudem. Dwa, że nie ma nikogo kto by się nią zajął tak bym się mogła odprężyć i nie myśleć co się tam dzieje jak mnie nie ma. Właściwie problem jest z jedzeniem, bo tylko ja umiem wciskać picie Małgośce. Pozostali jak Małgoś protestuje to mówią, że nie chce pić i odkładają butelkę. Jakbym ja tak robiła to chyba by Małgoś piłaby z 3 posiłki dziennie i to aż po 80 ml (bo tylko tyle wypija na porcję!). Jednym zadaniem nie mogę nikomu zostawić tego małego ŁOBUZA!!! Tak zaczynamy powoli jeść inne rzeczy niż papki, troszkę ciężko nam idzie, bo jak Gosia poczuję coś większego na języku od razu prowokuje wymioty lub trzyma i chomikuje jak chomiczek a potem wypluwa….


                                                   ***
Bardzo chciałam Was prosić o pozytywną energię dla małej Julki Nikoli, która walczy o życie na Polnej i jej dzielnej mamy. Julka jest małą kryszynką z 27 tc. Jest jedną z bliźniaczek, niestety jej siostra Nikola Julka jest już z aniołkami ale dzielnie czuwa nad siostrą i dodaje mamie nadziei, że będzie dobrze. PRZECIEŻ NIE MOŻE BYĆ INACZEJ!!! A z tego co mówiła mama stan Julki nie jest taki zły więc na pewno za niecały rok się spotkamy by nasze pociechy  razem sobie pobiegały.


wtorek, 15 października 2013

Mamy już 100%!!! Wszystkim dziękujemy!!!

Jaka byłam zaskoczona gdy późnym wieczorem w niedziele (dla innych być może w nocy) otworzyłam swoją skrzynkę @ i zobaczyłam wiadomość od P. Agnieszki z SiePomaga, że mamy 100 %. Zbieraliśmy fundusze na leczenie i rehabilitację Małgosi poprzez platformę pomagania SiePomaga.pl Obserwowałam w sobotę i jeszcze troszkę brakował, ale nie spodziewałam się iż w niedzielę będzie już cała suma zebrana dla Małgosi. Adres do strony tutaj.
Dziękujemy Pani Agnieszce z SiePomaga za okazaną pomoc jak i bardzo duże zaangażowanie, bo to dzięki niej ta zbiórka powstała!!! O tej akcji już pisałam tutaj. Dziękujemy również całej ekipie z SiePomaga jesteście WIELCY!!! Innych zachęcamy do śledzenia losów potrzebujących jak i do ofiarowania swoich cennych złotówek :)

                                          PAMIĘTAJCIE RAZEM MAMY WIELKĄ MOC!!!

Rodzice najlepiej wiedzą jakim problemem są finanse. Jak zrobić by starczyło do 10? Pewnie nie jedni przez to przechodzili lub nadal przechodzą. Napływ ogromu obowiązków związanym z rozwojem i leczeniem Małgosi jest naprawdę sporym wyzwaniem a do tego dochodzący ciągły stres i obawa co przyniesie jutro czasem mnie przerasta. Dzięki wam ludziom o dobrym sercu, którzy wspomogli nas poprzez swój 1 % i przez stronę Siepomaga nie musimy się martwić, że zabraknie nam na rehabilitację czy potrzebne leki. To dzięki Wam tego stresu nie doznam ja i nie odczuje go również Małgosia!!! Jestem Wam po stokroć wdzięczna za każdą cenną złotówkę!!! Mam nadzieję, że podczas naszej trudnej wyboistej i z nieoczekiwanymi zakrętami drogi nie będzie sytuacji, że będziemy musieli znowu prosić Was o pomoc finansową! Wiem, że będziemy mogli na Was liczyć, ale kolejnym STRESOM STANOWCZO MÓWIĘ NIE!!!

                                                                           ***
Odezwała się do mnie niedawno Karolina mama Zuzi- niesłychanego cudu (o której możemy poczytać tutaj). Czytając początek nie mogłam uwierzyć, że naprawdę jaka sytuacja miała miejsce. Patrząc na zdjęcie Zuzi łezka mi się w oku zakręciła, bo tak jakbym sobie Małgosię przypomniała. Taką bezbronną, maleńką :( Czułam też żal do lekarzy z ginekologi, że w naszym przypadku nie zrobili wszystkiego co mogli. Mogli wiele, ale nic nie zrobili!!! Ach cesarskie ciecie zamiast porodu naturalnego oszczędziło by Małgosi wylewów IV stopnia, wcześniejsze zaaplikowanie zastrzyku na rozwinięcie pęcherzyków płucnych dało by nam szanse na szybsze pożegnanie się z tlenem... Wiem, że nie ma co gdybać, ale jak się czyta inne historię, gdzie lekarze robili wszystko co mogli choć ich zdaniem dziecko nie miało szans pytam się gdzie ta walka o życie człowieka pomimo wszystko na Polnej?!

Jak to matce kopara opadła

Jest październik a do końca roku niewiele nam zostało. Środki z NFZ skończyły się już zapewne we wakacje i gdzie tylko się dzwoni to już nie ma miejsc na ten rok!!! My już mamy pierwszą wizytę umówioną na następny rok u stomatologa (a kalendarza na 2014 jeszcze nie mamy!). Standardowo wypisałam sobie kilka nr telefonów do laryngologa, bo mieliśmy się zgłosić na kontrolę. Na Szpitalnej nie ma już miejsc więc już szukałam prywatnie. Od naszej Pani rehabilitantki dostaliśmy namiary do przychodni „Ty i dziecko” w P-n. Postanowiłam zadzwonić, bo przecież nic straconego. Dzwonię w czwartek i pytam się o najszybszy termin u laryngologa. Pani odpowiada, że poniedziałek 8 rano!!! Zgadzam się i pytam czy to prywatnie, bo tak szybko? Pani z oburzeniem odpowiedziała mi iż jeśli nie mówię, że chcę prywatną wizytę to ona nie może tak z siebie nas na nią zapisać. Kopara mi wtedy opadła!!! A moja mina chyba była bezcenna. Szkoda, że takie akcje z NFZ pod koniec roku są taką rzadkością. Następną niespodzianką jaka nas spotkała w przychodni to znany nam pan dr ze Szpitalnej. Obejrzał uszka Małgosi i stwierdził, że są w porządku. Czyste i bez żadnej infekcji. Małgosia ma bardzo wąskie kanaliki uszne dlatego trzeba się bardzo przypatrzeć by coś ujrzeć.

środa, 9 października 2013

„By matka wiedziała, że jestem” przez duże J!!!

Właśnie włączyłam Worda gdy rozległ się płacz Małgosi i już wiedziałam, że pójdzie niezły „pawik”. A skąd wiedziałam? Bo tak się dzieje już od jakiegoś czasu…Małgoś zasypia podczas jedzenia i ani razu jej się nie odbija (a zawsze pierwsze pozdrowienia od tasiemca są po wypitych 40-50 ml). Pomimo noszenia po pokoju ciągle nic, więc mama kładzie swoje dziecię na łóżko i czeka…czeka na sprzątanie!!! Tego typu akcji jest już coraz mniej co cieszy mnie ogromnie bo mniej sprzątania dla mnie i mnie płaczu dla Małgosi!!! Ale żeby nie było za wesoło i mama się nie nudziła (a zapewniam Was, że odkąd jest Małgosia nigdy się nie nudzę ) Psotka postanowiła  pomarudzić podczas jedzenia i stanowczo powiedzieć NIE łyżeczce. Taką walkę toczymy co jakiś czas i po jej zakończeniu (choć chyba nigdy się nie zakończyła) jestem wybombana jak paczka dropsów. Oprócz wyjazdów i jedzenia nic nie robimy a ja mam wrażenie, że wciąż tylko jemy i jemy (i to nie jest wrażenie tylko dosłownie tak jest!!!). Dziś oto przez 2 godziny tata wlał w Małgosię 80 ml (tak czasem zdarza się, że tata też karmi Gośkę, ale szału nie ma), potem mama starała się (i to bardzo, bardzo) dać małemu Łobuzowi obiad z marnym skutkiem, więc podchodziliśmy do niego 2 razy z czego zjedzone zostało więcej niż pół słoiczka i kolejne długie spędzone przy tym godziny. Mieliśmy zacząć ćwiczyć Vojtę by ruszyć choć trochę ponownie do przodu, ale z takim niejadkiem to powinnam ją sklonować by jednej dawać jeść a z drugą (podczas gdy pierwsza odpoczywa po jedzeniu)  ćwiczyć a wieczorem je połączyć i wtedy na pewno wszystko było by prawie idealne. Szkoda tylko, że ideały nie istnieją!!!  

                                                                           ****
Z ciekawszych wieści:
Pan rehabilitant wciąż chwali i chwali Małgosię bo pracuje z nią na wyższych pozycjach a ona grzecznie się podporządkowuje tym ćwiczeniom i to tak bez marudzenia!!! A JA JESTEM DUMNA! W domu jak ćwiczymy raczkowanie to Gosia uparcie ćwiczy siadanie i siadanie…Z siedzeniem to jeszcze mamy pod górkę ale już nieźle wychodzi.

                                                                            ****

Z wieści logopedycznych. Gosia nam nie zamyka buzi! Gdy śpi to ma ją otwartą ba teraz nawet w ciągu dnia ma też nawyk nie zamykania jej :/ Pani zaleciła by zakładać czapeczki z grubszymi sznurkami tak by je zawiązawszy pod brodą zamykać usta choć na czas gdy śpi na dworze podczas spaceru. Zakładać mamy także oto taką płytkę.

                                                                               ****

Z wieści stomatologicznych. Nic nowego: mineralizacja zębów. Myć, myć i jeszcze raz myć, ale jak to robić gdy dziecko ma odruchy wymiotne gdy się je „połaskocze” po języku i to w dodatku po ostatnim karmieniu gdy już mocno śpi??? Jakiś pomysł? Mam spisać nazwy antybiotyków jakie dostawała i kiedy na następną wizytę (za 4 miesiące). W zasadzie nie wiem po co bo i tak nic z tym nie zrobią więc pewnie dla statystyk i jako materiał dla studentów. Powiedziano mi tylko tyle, że jeśli będzie dostawała jeszcze dość sporo antybiotyków to może się zdarzyć, że zęby stałe też będą przebarwione (czytaj zielono-brązowe). Brrr aż się wzdrygłam na ten tekst!

                                                                    Śmiechawka...

                                                                            ****
Chcieliśmy także podziękować za 1 % który tak intensywnie wskakuje na subkonto Małgosi. Dziękujemy rodzinie, znajomym, ludziom o dobrym sercu!!!
                                                                      
                                                                            ****
Także Witkowi i jego rodzicom :* Wy wiecie za co :)
oraz osobom, które dołożyły się zbiórki przez stronę Siepomaga- wasze złotówki mają dużą moc!!!