niedziela, 31 marca 2013

Rehabilitacja wzroku

Nie podoba mi się ta pogoda, ja chcę wiosnę!!! Podczas takiej pogody jestem fatalnym kierowcą. Najchętniej bym zostawiła auto i poruszała się komunikacją miejską, ale nie da rady do tego ten przeklęty Poznań, którego nie znam dobrze! Wszystko to powoduje, że jestem uzależniona od męża. Do tego dochodzi karmienie Gosi w warunkach innych niż dom, o jedną parę rąk jest zawsze za mało. Niby tak blisko Poznania mieszkamy, ale dojazd do specjalistów jest masakryczny. Dobra już mowa o rehabilitacji wzroku.
Wiadomo najpierw wywiad środowiskowy, a potem zajęcie się Gosią. Nadszedł czas jedzenia, więc rodzice jak Bóg nakazał nakarmili swoje dziecie a dziecie poszło spać. Rehabilitacja musiała być tylko teoretyczna, ale nie po to przecież przyjechaliśmy by mała spała!!! Gośka ma lekki sen i czasem wystarczy, że dam buziaka i się budzi. Tym razem buziak nie wystarczył, więc mama wzięła ją na rączki. Chwila marudzenia, ale potem skłonna była do zabawy. Lampion w paski przypadł jej do gustu i lampki choinkowe, za to monitor i wyświetlające się na nim biało-czarne obrazki nie robiły wrażenia. Ogólnie pokój cały był w przedmioty do stymulacji wzroku, mój wzrok nie wiedział na czym się skupić, a co dopiero dzieci, więc nie wiem, czy takie zawalenie przedmiotowe pokoju jest dobre, ale ok. Pani pokazała nam kilka zabaw które mamy wprowadzić w życie i baczną obserwację Małgosi i oczywiście kontrola i sprawozdanie za 2 tygodnie.
Święta, święta...jakoś nie urzeka mnie już ich czar...ale wypadało by złożyć życzenia:
Zdrowych, spokojnych, refleksyjnych i pełnych miłości świąt Wielkanocnych!!!


sobota, 30 marca 2013

Bioderkowo i gastrologowo

Nie ma to ja wizyty prywatnie, po prostu je kocham. Szybkie terminy mnie uszczęśliwiają. W środę (27 marca) nawet udało nam się ładnie załatwić dwóch specjalistów w jednym gabinecie i nawet za dużo nie uszczupliłam mojego portfela. W porównaniu do innych odwiedzanych ostatnimi czasy specjalistami. Staram się wybierać specjalistów w miarę dobrych (po prześwietleniu opinii na ich temat w sieci) najbliżej jak się da mojej wioski, bo korki w Poznaniu totalnie zaburzają mój plan logistycznie. Tak więc znaleźliśmy się w gabinecie MED-TIMM i nawet Pani recepcjonistka podczas umawiania wizyty tak nas rozplanowała, że mieliśmy dwóch specjalistów za jednym razem.
Bioderkowo- było szybko i konkretnie, choć zapomniałam pokazać plecki Gośki, bo jej żeberka dziwnie wystają (jakby miała garba) pod blizną zamknięcia przewodu Bottala. Gryzę się cały czas, że zapomniałam, bo mnie to niepokoi od kilku tygodni. Dr pokazał jak pieluszkować małą (to już akurat wiedzieliśmy, ale rada zawsze trafna) do tego pokazał jak ją nosić a jak nam jej nie wolno trzymać. Bioderka ładne, bo oczywiście ten mój skrajny wcześniaczek wszystko ma opóźnione i panewki dopiero się formują, więc następna wizyta za 2 miesiące. Choć Pan Znachor mnie przestraszył, bo czuł, jak prawa strona jest sztywniejsza i kazał wykonywać odpowiednie ćwiczenia. Przy następnym spotkaniu stwierdził, że dobrze wymasowałam. No ba od masaży jestem teraz specjalistką.
Gastrologowo- tu dopiero była żeś. Byście mnie widzieli jak mówiłam i mówiłam w końcu musiałam całą historię Gosi przedstawić. Dr Hanna K. była zdumiona całą tą sytuacją, że w ogóle mnie wypuścili tak z sondą do domu, gdzie moje dziecko ma jeść przez nią dłuższy czas! Tak samo jak mi nie podoba się jej „nasz” system zdrowia. No cóż to się pewnie nie zmieni przez wiele, wiele lat. Małgoś wymaga wielospecjalistycznej opieki i to NFZ powinien mi to zapewnić, a nie żebym ja latała po prywatnych lekarzach, bo wydatków przecież mamy sporo-takie słowa usłyszałam. Dziękujemy serdecznie tej pani dr, bo pomimo iż wizyta była prywatna Pani okazała się mieć serce i przyzwoitość prawdziwego lekarza. Zaproponowało nam pomoc, bo przecież tak nas zostawić nie może. Nie chcę krakać, ale grozi nam gastrostomia, bo sonda przez nos nie może być przez dłuższy czas bo gromadzą się w niej bakterie. Gośka nie chce jeść przez smoczek, nadal ma duszności a jej oddychanie zostawia dużo do życzenia. Przed nami pobyt w szpitalu i zmuszenie dziecka do jedzenia przez smoka i obserwacja a potem decyzja. Zobaczymy jak wszystko się rozegra, ale musimy na to troszkę poczekać.
Mina Gośki podczas maltretowania przez matkę. 


Nauka jedzenia.

 

czwartek, 28 marca 2013

Łobuziak i leniwiec

U nas bardzo dużo się dzieje, nie mam nawet czasu uzupełnić bloga choć siadam często przed lapkiem nie mam sił by coś konkretnego napisać. Czytam sobie co się dzieje u moich wirtualnych dzieciaczkach i dzięki Ci Matko Prezesa za Twój styl pisania, bo po całym dniu uśmiech mi się maluje po przeczytaniu Twoich codziennych przygód. Pomyśl nad napisaniem książki z cyklu „Jaś-mały terrorysta” zbijesz fortunę.
Gosiek przechodzi samą siebie i totalnie nie chce pić z butelki, próbuję łyżką coś tam w nią wleję a reszta idzie w pieluchę. Oczywiście przy tym język lata jak łopata, jest ryk i kwik, siłowanie się z mamą, aż w końcu odpuszczam, bo nerwy mi puszczają i wlewam mleko przez sondę. Kto by pomyślał, że się tak szybko rozleniwi. W zasadzie nie ma co się dziwić przez sondę je już 41 dni!!! I Ty się Kuźwa mać Matko Polko na to zgodziłaś dla dobra dziecka i teraz masz i cierp za tą decyzję. Myślałam, że jak będziemy w domu, będzie czas na naukę a tu dupa. Ciągłe wypady gdzieś, czas który nieubłaganie popierdziela (tak popierdziela, bo nie starcza mi doby na wszystko) spowodował, że muszę niektóre czynności przyspieszać a nie się męczyć do skutku. Dla zabawy, bo mamie wciąż mało Małgolka wyciąga często gęsto sobie sondę pomimo łapek niedrapek-taka oto zdolna jest moja córka. Gosia ma przybierać ma masie więc nie mogę pozwolić by nie jadła. Płacz powoduje, że się niedotlenia, więc co ja mam biedna robić by było dobrze???Moja cierpliwość stwierdziła, że już nie ma sił i się wycofała. Tak zostałam na lodzie z adrenaliną, która bucha ze mnie jak dym z rozgrzanej lokomotywy.
Nasz Pan Znachor nie rozumie, że już nie mam cierpliwości, mówi, że Gosia za tydzień będzie już jadła. Jestem ciekawa jak? Bo jak na razie jest tylko gorzej!!! Do tego mój leniwiec nie chce ze mną współpracować podczas masaży, więc po siłowaniu się stwierdzam, że nie ma sensu ją męczyć, bo i tak z tego nic nie będzie.

sobota, 23 marca 2013

Mantra

Moja energia i uśmiech zniknęły za maseczką, a mój nastrój jest gorszy niż kobiecy przed miesiączką. Najpoważniejsze jest jednak to iż mam ochotę dać Gosi klapsa. Kocham ją bardzo, ale nie mam już cholera cierpliwości. To jeszcze nie wszystko, nie, nie. Jak Boga kocham kiedyś powieszę za jaja mojego męża. Po prostu nie ruszaj, nie podchodź, nie patrz. Jestem jak bomba atomowa, a Gośka to wyczuwa i nawet nie chce się do mnie uśmiechać tylko płata mi wciąż figle. Jakby ją to uszczęśliwiało, że wygrywa z mamą. Dostałam niedawno smsa od psiapsióły w 100% trafny, dzięki Ci Anka-jesteś niezastąpiona. Ta kobieta czuje co się ze mną dzieję na odległość, bo mój nastrój jest teraz w kulminacyjnym punkcie.
"Uczę się myśleć pozytywnie. Wtedy znika strach, smutek, żal i wszystkie inne ciężkie emocje, które nosiłam w sobie. Uczę się uśmiechać do siebie samej. Potrafię!" B.Pawlikowska
Musiałabym to napisać na szafie, by ciągle to czytać, aż wbiję sobie to w mój przepełniony już mózg. Nic mi nie pozostaje jak tylko żyć z tą myślą i na nowo pozyskiwać pokłady energii na dalszą walkę. Podejrzewam, że to przesilenie zimowe, bo nie tylko ja mam dość tej zimy!!!Dobrze, że ktoś wymyślił czekoladowe słodycze-od dawna mnie uszczęśliwiają i dzięki nim walczę z depresją. 

Blogowo

Ja bym mogła siedzieć i siedzieć przed ekranem laptopa i czytać. Czytać różne historie o dzielnych malcach. Jednak nie zawsze mam czas i może dzięki Bogu nie mam go aż tak dużo, bo gdym się zaczytała to bym szybko osiwiała. Niepojęty jest dla mnie ten świat, tyle choróbsk, tyle wcześniaków. Gdzie ta medycyna XXI w. się pytam??? Czy tylko ludzie z bilionowymi kontami  mogą korzystać z postępów nauki??? Gdzie socjal, gdzie opieka? Czy aby ratować własne dziecko musimy zaprzedać duszę diabłu, upokarzać się i prosić o jałmużnę? My rodzice robimy wszystko by umożliwić naszym pociechom „normalne” dzieciństwo, a w przyszłości prawidłowe funkcjonowanie. Ale czy ktoś się nas pyta czy mamy siły i energię, by wiecznie być na 100 % obrotach??? Nasze starania widać po postępach maluchów i naprawdę nawet małe kroczki cieszą nas jak milionowa wygrana w lotto. Pierwszy uśmiech, pierwsze kroki, a nawet pierwszy dzień bez pampersa po 3,5 letnim związku dają nam kopa do dalszego działania. Zakładając bloga nie sądziłam, że znajdę tyle dobrych serc (mowa tu o Was Ciotki :* ), tyle świetnych rad. Blog jest i będzie moją psychiczną odskocznią. Czasem będzie pisany w desperacji, a czasem w euforii (mam nadzieję, że tych będzie więcej), ale zawsze staram się mieć optymistyczne podejście.
Gosiowy prezent od Wuja-dziękujemy :)


środa, 20 marca 2013

Nakrętkowo

Już dawno miałam pisać o tej akcji, ale jakoś nie było czasu…
Po spotkaniu Ryśki mamy Antka w szpitalu i jej rad (dziękuję za wskazówki, link do strony Antka http://www.pomocantkowi.tk/) postanowiłam powoli wdrażać rzeczy, które wzbogacą nasz budżet na prywatnych specjalistów i rehabilitacje. Zaczynam od małych rzeczy, bo tak mi prościej. Najpierw poszedł w świat 1 %, a niedawno akcja zbierania nakrętek. Od dawna zbieramy nakrętki dla kogoś więc dlaczego nie zbierać na Małgosię. Dzięki facebook’owi akcja szybko się rozpowszechniła. Za co dziękujemy wszystkim!!! Link do akcji https://www.facebook.com/events/489316964458425/?fref=ts Jak zawsze w takich sytuacjach niezawodna jest Ańka (dzięki Ci kochana :*) doskonali moje pomysłowe plakaty i rozpowszechnia informacje.


CZY JA KIEDYŚ SIĘ WYŚPIĘ???Wiem, wiem to tylko pytanie retoryczne. Po szpitalach moja życiowa energia gdzieś wsiąkła, wiecznie chodzę niewyspana i mam wrażenie, że mój układ odpornościowy gdzieś zaginął. Gosię leczono na wiele dolegliwości, ale mama też tam wcisła swoje gardło do kontroli. Bo od dawien, dawna mnie pobolewały migdałki (jeśli w ogóle jeszcze są) ale na początku lutego dały sobie znacząco znać o sobie. Wizyta u lekarza, przypisane tabletki na 2 tygodnie spokój. Gośka w szpitalu, więc mama korzysta z okazji i też się „uzdrawia” pod opieką dr prowadzącej Małgosię. Antybiotyk bo jakby inaczej, dziś nie ma chyba lekarza, który by nie zapisywał antybiotyków, ale jak ma pomóc to ok. Ufff…jaka ulga już po kilku dniach czuła zdecydowanie różnicę. Cała byłam w skowronkach, że w końcu znalazło się antidotum na tą przypadłość. Szlak by to trafił, bo po niecałych dwóch tyg. znowu się odezwało to paskudne gardło, do tego psikam chyba z 1000 razy na dobę i nie nadążam wycierać nosa. Gosiek strasznie mi tu kaszle, ale dziś lekarz stwierdził, że osłuchowo bez zmian i zlecił podawanie antybiotyku zapisanego przez panią dr przez dłuższy czas bez przerw tak zapobiegawczo, bo może się coś rozwinąć. A u takich dzieci to rano nic a wieczorem szpital. Na nowo witam maskę na twarzy i wzrok ludzi patrzących na mnie jak na kosmitkę. Gdzie jesteś wiosno??? Nie widzisz, że każdy ma dość tej paskudnej zimy??? Zlituj się Panno Kwitnąca i daj nam promienie słońca…
Przedszkolak by lepiej narysował, ale co tam :)


sobota, 16 marca 2013

Spokojna noc i pierwsze dni w domu

Małgosia jest najukochańszym dzieckiem i nie przemęcza mamy w nocy. Wg zaleceń dr już w szpitalu miała przerwy nocne w karmieniu i tak też ma pozostać. Przerwa nocna jest tylko przerywana inhalacją i zmianą pieluchy. Ja żyjąc typową dla mnie codziennością zasnęłam bez przeszkód, za to tatuś czuwał przy łóżku i walczył z bezsennością. Karmienie przez sondę nie sprawia mi problemu i daje więcej wolnego czasu na zabawę i rehabilitacje. Nauka jedzenia przez smoka trwa góra 15 min przed każdym karmieniem, bo Gosiek tak się denerwuje, że nie chce jej przemęczać. W dodatku pije tylko max 10 ml ale coraz lepiej jej to wychodzi i się mnie zachłystuje.
Kurcze czy muszę być kobietą??? Wszak nie robię obiadów, nie piorę (no tylko rzeczy Małgosi) wszystkie obowiązki robią inni domownicy. Cieszę się z tego, bo nie miałabym na to czasu. Gosia po jedzeniu strasznie mi ulewa pomimo podawania „losku” i zdarza się to często, gęsto i nawet 2 godz po zjedzeniu. Aż strach ją samą zostawić w łóżeczku, bo łobuziara śpi z główką na boczku, ale gdy idzie pawik główkę trzyma prosto…toteż spędzam w pokoju prawie 24 h. Co tak denerwuje kobietę??? A mianowicie brudna kuchnia, nie było chyba dnia gdzie nie brałam szmatki i sprzątałam. Nie jestem perfekcyjną Panią Domu, ale kuchnia jest miejscem gdzie zawsze powinien panować porządek. Szkoda, że nasze wspólne gniazdko będzie dopiero za kilkanaście lat…
Co do ulewań to moja kuzynka już przerobiła ten temat i poleciła mi syrop Gastrotuss baby (więcej informacji pod adresem jednej z aptek http://www.i-apteka.pl/product-pol-34103-GASTROTUSS-Baby-syrop-200ml.html). Pomógł Amelce bardzo szybko, więc my mamy nadzieję, że też nam pomoże i nie mamy problemu z jego podaniem, no dobrze prawie nie mamy problemu, bo Gośka wypycha go jęzorem ale jakoś mama pakuje go do buźki. Zobaczymy jak to będzie po kilku dniach. Teraz tylko obawiam się brzydkiego kaszlu, bo w szpitalu był kaszelek ale nie taki.

czwartek, 14 marca 2013

Oddział zakaźny- szpital dzień 27 i ostatni

Długo nie słyszałam słowa dom, bo pani dr nie chciała zapeszać. Oczywiście Gośka jak na urwisa przystało mogłaby coś wykombinować, bo jest w tym świetna. Ja się psychicznie nastawiłam, że wyjdziemy na święta. Przyszła kontrolnie we wtorek i powiedziała, że w czwartek wychodzimy. Jakie było moje zaskoczenie. Już???-pytałam. Cieszyłam się, ale nic nie zdążyłam jeszcze załatwić, a tu już wypis. Po czym przyszła drugi raz i oświadczyła, że wychodzimy w środę. Brakuje miejsca i wszystkich wyrzucają do domu, a my się już nadajemy by opuścić szpitalne mury. Prosiłam jeszcze o badanie EEG by nie jeździć po poradniach- udało się i tym samym przedłużyliśmy sobie pobyt do czwartku.
Po prostu czułam w kościach, że jak przyjadę do domu to będę mega wkurzona i tak też było. Nie miałam czasu zjeść obiadu, bo musiałam rozpakować torby i uporządkować rzeczy Gosi po tatusiowym szukaniu potrzebnych nam rzeczy do szpitala. Potem jeszcze masaż i jedzonko. Uffff sonda daje mi troszkę więcej czasu, bo jedzenie nie trwa tak długo, a nauka jedzenia trwa tylko 10 min przed każdym jedzeniem, bo nie mogę wygrać z jęzorem Małgosi, która wypycha smoka i w dodatku go gryzie. Do tego dochodzą cały czas okropne zachłyśnięcia, które wywołują płacz i tym samym rezygnuję z nauki.  Gosia nie miała problemu z zaaklimatyzowaniem się. Oczy jej się rozbiegały jak widziała karuzelę. Podejrzewam, że dopiero teraz zaczęła jakoś ją widzieć. Oczywiście jak moje dziecko zasnęło to okrutna mama przyszła je budzić na masaż i wieczorną kąpiel. Teraz gdy znowu śpi mam czas by uzupełnić bloga.

                        Nie możemy wygrać z ułożeniem główki-my prosto, Gośka po swojemu...

Oddział zakaźny- szpital dzień 26


Przepraszam, że wczoraj nie umieściłam nic na blogu, ale jakoś nie miałam chęci na pisanie. Do tego nas przenieśli do innego pokoju, bo tamten był bliżej dyżurki pielęgniarskiej i ktoś bardziej go potrzebował niż my. Wieczorem czytałam historię Paulinki i Marcelinki i innych małych dzielnych wojowników. U Paulinki urzekł mnie filmik umieszczony na blogu, grochy aż mi się posypały z oczu. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z nim http://paulinkaperlinska.blogspot.com/ a u Marcelki jej mama. Jest bardzo dzielna choć sama wychowuję trójkę dzieci i finansowo ma zawsze pod górkę, ale miłością jaką otacza dzieci urzekła moje serce. Do tego wszystkiego pomogła Małgosi pożyczając nam pulsoksymetr i monitor oddechu na pieluszkę, by nasze spacery były spokojne. Kobieta nie znając nas zupełnie, przez informacje drogą pantoflową od Agi-mamy Frania (której bardzo dziękujemy za apel, blog Frania jest dostępny na moim blogu) zaoferowała nam pomoc. Link do bloga Marcelinki:  http://marcelina-jaworska.bloog.pl/  
Wczoraj mieliśmy grupę studentów anglojęzycznych, którzy bardzo dużo pytań nam zadawali i bacznie obserwowali śmieszkę Małgosię i jej żywość. Ostatni raz jak trafiliśmy na zakaźny studenci byli dla Gośki codziennością, teraz dali nam spokój i nikt nas nie odwiedzał. Jak im opowiedziałam całą historię padło pytanie „Dlaczego nie zrobili cesarskiego cięcia?” hm…taka polityka szpitalna. Poród naturalny nic nie kosztuje, a cesarka tak, dlatego tak wszędzie zwlekają z podjęciem decyzji i tyle dzieci przez to ma problemy, których można byłoby uniknąć.
Z Gośką jest coraz większy kontakt. Jak zostaje sama w łóżeczku i nikt do niej nie zagląda zaczyna płakać. W końcu ona jest tu najważniejsza. Bardzo jej się podoba jak tańczymy i nawet jest skora do zabawy. Wykorzystuje wtedy ćwiczenia ruchowe na rączki bo strasznie lubi pokazywać jaka jest duża. Czasem mi marudzi i nawet w objęciach mamy się nie uspokaja. Woli wtedy zdecydowanie łóżeczko ode mnie.Wczoraj zawinęłam ją w kocyk i położyłam obok siebie na chwilkę, bo niedługo potem miałam ją karmić.  A tu nagle nam się słodko zasnęło i tak spaliśmy półtora godziny, gdzie mały głód Małgośkę obudził. 
Muszę się pochwalić, że przeszłam szybki kurs pielęgniarski :) i teraz bez osób trzecich sama zakładam Gośce sondę. Wczoraj także mieliśmy EEG (niestety brak zdjęcia-odsyłam do bloga Maćka z Polnej, bo Gośka też wyglądała jak kosmita :)
                                                  Gosiek ujarzmiony przez mamę :D

wtorek, 12 marca 2013

Pomoc dla Babci Gosi

Pomoc dla Babci Gosi. Czytałam jej historię i bardzo poruszyła moje serce także wklejam link http://www.pomagamyzosi.pl/?p=11175

Oddział zakaźny- szpital dzień 24-25


Gdybym ja wiedziała, że dziecko to taki skarb, a jego uśmiech ulecza moje smutki nie wahałabym się wcześniej zajść w ciążę.  Prawda, że miłość matki jest bezgraniczna i nikogo jeszcze tak mocno nie kochałam ją moją najukochańszą córeczkę. Najważniejsza jest dla mnie Gosia reszta schodzi na boczny plan. Choć doprowadza mnie do siwych włosów nikomu bym jej nie oddała!!!KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM...
Dziś z hukiem wypiła 10 ml wody, bo lepiej uczyć ją pić wodę i herbatkę. Mleko będzie wprowadzane dużo, dużo później, by nam się nie dostało do dróg oddechowych.
I wiecie co dziś w końcu usłyszałam słowo dom :) jednak jedzenie przez dłuższy czas przez sondę by mała nabrała masy. Kiepsko widzę tą ponowną naukę jedzenia...:/
                                                               Moja mała pyza :)


Oddział zakaźny- szpital dni od 21-23


Weekendowo bez większych zmian. Parametry coraz lepsze, a na dowód wystarczy tylko spojrzeć na Gosienkę i od razu widać, że jest lepiej. Czas tak szybko płynie, że nie czuję, że już minęło 10 dni. Druga niedziela z rzędu jak Calineczką zajmuje się sam tata, a ja wymykam się do domu rodzinnego na godzinkę. Odwiedzam rodziców i zawsze odwiedza mnie mała Julka z mamą. Julka jest kuzyneczką Gosi i jakby Gosia się tak nie pospieszyła byłaby tylko niecały miesiąc od niej starsza. Widziałam po paru miesiącach mojego chrześniaka jak urósł i jak ładnie mówi. Jakoś w ten dzień przepełniała mnie pozytywna energia. Dostrzegałam prozaiczne rzeczy, które dawały mi radość.

Oddział zakaźny- szpital dzień 19 i 20


Wyniki coraz lepsze. CMV i pneumocystis ujemne, ale leki jeszcze będą podawane.
Każda pobyt w szpitalu odbija się na Gosi wadze. W zasadzie stoi ona w miejscu i ma zaledwie 4450 g, zamiast iść jakoś do przodu i mieć już 6 kg to nadal uwielbia rozmiar 56. Mama jak to mama i moja opiekuńczość. Wiem z czym boryka się Gośka i uważnie obserwuje jej rozwój i zachowanie. Ostatnio jestem na etapie drgawek i wzroku. Pomimo podawanie leków cały czas je zauważam. Są dni gdzie jest ich mało, a są takie gdzie co po chwile drżą jej kończyny. „Muszą Państwo walczyć o wzrok Małgosi, bo warto” cały czas siedzi mi w tej głowie. Przyglądam się jej źrenicom, czy reagują na światło. Lekarskie latareczki ją nie ruszają. Ostatnio jak byliśmy w szpitalu to pokazywałam jej przez duże szpitalne okno śnieg-mrużyła wtedy oczy, a teraz? Teraz nie, choć źrenice się zmniejszyły coś tam w te oczy doszło. Wpatruje się w nas, ale też patrzy w martwe punkty. Oczywiście mój mąż twierdzi, że wymyślam…przecież gdy poruszasz głową w prawo i lewo to wodzi za Tobą-słyszę. Tak wodzi, ale nie zawsze. Jestem chyba przewrażliwiona.
Po 3 nocach na tym szpitalnym łóżku, budząc się i przeciągając moje kończyny dolne drżały jak gosienkowe. Nic dziwnego śpię cały czas skulona, ale lepsze to niż cieniutka mata.